Właściwie to nie wiem od czego zacząć... Nigdy nie miałam bloga i nie wiem do końca " z czym to się je". Ale może się wkrótce dowiem;)
Blog ma być o szyciu, które od czasu do czas wkrada się do mojego życia i sieje w nim totalny chaos i zamęt. Wygląda to mniej więcej tak , że przestaję jeść, spać, sprzątać... Szyję! Aż w końcu rozczarowana efektami moich poczynań rzucam przybornik w kąt. Ale później przychodzi dzień taki jak wczoraj...
Tildowe cuda oglądam w internecie pasjami już od dawna, ale nigdy do głowy mi nie przyszło, że taki amator jak ja może coś takiego wyczarować... Kiedy zobaczyłam pierwszego tildowego królika mojej koleżanki- oniemiałam- z zachwytu i z zazdrości. Od niechcenia zerknęłam na wykroje i.... oszalałam! Michał na moje " Muszę uszyć tego królika! Natychmiast!" wygłoszone o 2 w nocy zrobił minę pt. " o nie, znowu się zaczyna..." Ale kochany pomógł w gorączkowych poszukiwaniach mojego przybornika. Później stoczyliśmy jeszcze małą walkę o zasłony, koszule i obrusy, które chciałam natychmiast pociąć w celu otrzymania materiału na królika- ostatecznie zgodził się bym wykorzystała zielono- białą serwetkę. Tak się zaczęła przygoda z królikiem, który ostatecznie został misiem;) Ale o tym innym razem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz